środa, 11 grudnia, 2024
Strona głównaczasopismaPrawdziwi opiekunowie sztuki

Prawdziwi opiekunowie sztuki

Funkcjonujący w Polsce już od ponad trzech dekad wolny rynek sztuki okrzepł, jak się wydaje, na tyle, że coraz częściej zaczyna przypominać obrosłe doświadczeniami wieloletniej aktywności zachodnioeuropejskie i północnoamerykańskie jego odpowiedniki. Należy też zauważyć, że handel dziełami sztuki, który jest podstawą tej działalności, miał w naszych dziejach może niezbyt długą, ale burzliwą historię, której koleje – co szczególnie cieszy – są nam coraz lepiej znane, dzięki wnikliwym opracowaniom takich tematów chętnie podejmowanym w ostatnich latach przez młode pokolenie kompetentnych autorów.

Nie znaczy to jednak, że ustalenia zawarte w dawnych, powstałych jeszcze w czasach PRL-u pionierskich publikacjach poruszających takie zagadnienia miałyby zostać całkowicie przekreślone. Zgodziwszy się więc z Konradem Niemirą, autorem artykułu Rynek sztuki w Warszawie czasów Stanisława Augusta („Almanach Warszawy”, t. XII, Warszawa 218, s. 11-58), że „W publikacjach poświęconych kulturze artystycznej XVIII-wiecznej Warszawy znaleźć można przekonanie o zacofaniu i mizernej formie rodzimego rynku sztuki” oraz że „Twórcą, a w każdym razie kodyfikatorem tej czarnej legendy jest pionier badań nad wspomnianym zagadnieniem, wybitny historyk sztuki Andrzej Ryszkiewicz” (K. Niemira, Rynek sztuki…, s. 11), sięgnijmy do wciąż aktualnych końcowych stwierdzeń w dostosowanej do wymogów naukowego wydawnictwa książkowego pracy magisterskiej późniejszego profesora historii sztuki Andrzeja Ryszkiewicza Początki handlu obrazami w środowisku warszawskim (Wrocław 1953). „Mimo wszelkich prób organizacji pośrednictwa między twórcą a odbiorcą plastyki w pierwszej połowie XIX w.” – czytamy w opracowaniu – „możny nabywca-protektor wchodził na ogół w osobisty kontakt z artystą, wpływając przez swoje zamówienie, jak i niejednokrotnie przez zarozumiałe pouczanie malarza nawet w drobnych sprawach technicznych – nie tylko na to, co artysta tworzył, ale i jak to robił” (A. Ryszkiewicz, Początki handlu…, s. 106).


Pierwsza strona artykułu Konrada Niemiry



Strona tytułowa książki autorstwa Andrzeja Ryszkiewicza

Godna uwagi jest także wcześniejsza konstatacja autora tej książki, z której wynika, że najszerzej w niej opisany skład materiałów piśmiennych i litografii Henryka Hirszla, mieszczący się początkowo przy ul. Miodowej w Warszawie, a od 1852 lub 1853 r. w oficynie (kordegardzie) pałacu Potockich przy Krakowskim Przedmieściu, szeroko też znany z handlu obrazami młodych polskich artystów (Franciszka Kostrzewskiego, Edwarda Petzolda, Wojciecha Gersona, Henryka Pillatiego, Józefa Szermentowskiego i innych), ale także starszych (Antoniego Ziemięckiego), a nawet przyjmujący w komis dawne prace nieżyjących już malarzy (Franciszka Smuglewicza czy Anny Rajeckiej), był w gruncie rzeczy tylko epizodem w poszukiwaniu przez warszawskich twórców sposobów zaprezentowania publiczności własnych płócien. „Tak więc wystawiali artyści swe dzieła, poszukując odbiorców w kościele i księgarni, w składzie materiałów piśmiennych i u fotografa, u ramiarzy i stolarzy, w handlu win i cukierni. […] W ten sposób dojrzał więc czas do utworzenia stałej, regularnej, na większą skalę zakrojonej […] sprzedaży obrazów, połączonej z wystawą publiczną” (A. Ryszkiewicz, Początki handlu…, s. 65).

Okoliczność tę pierwsi wykorzystali przybyli z Włoch wraz z obrazami Tytus Tabachi i znany tylko z inicjału imienia J. Zmyoski, założyciele Wystawy Nieustającej (1858), pierwszego w Warszawie profesjonalnego salonu sprzedaży obrazów w kamienicy Koseskiego przy ul. Mazowieckiej. W założeniu inicjatywa ta do pewnego stopnia miała naśladować działające już w Niemczech i Austrii „kunstvereiny”, ale z obrazami malarzy obcych jako przedmiotem handlu, a taka idea z oczywistych powodów nie mogła zachwycić warszawskich artystów. Nic więc dziwnego, że kres tej działalności nadszedł już z końcem następnego roku i, paradoksalnie, nie tylko przyspieszył utworzenie opartego na promowaniu wyłącznie krajowej sztuki Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych (1860), lecz także podtrzymał na krótko funkcjonowanie znanych nam już składów materiałów piśmiennych, artystycznych i litografii, takich choćby, jak wspomniany skład Henryka Hirszla, w których sprzedawano także, jak już wiemy, obrazy olejne warszawskich malarzy.

Na fotografii wykonanej przez Karola Beyera 30 maja 1861 r., przedstawiającej ludzi przygotowujących się do procesji Bożego Ciała ulicami Warszawy, widoczne są w tle zabudowania pałacu Potockich przy Krakowskim Przedmieściu z witrynami pomieszczeń dzierżawionych przez księgarnię i skład nut „Gebethnera i Wolfa” (w skrzydle południowym), skład Henryka Hirszla i niewielką księgarnię Leonarda Drwalewskiego (w kordegardzie) oraz skład z materiałami piśmienniczymi, farbami i grafikami Franciszka Daziary, funkcjonujący od samego początku pod firmą jego najstarszego brata, Józefa (Giuseppe) Daziary, a po nagłej śmierci Franciszka (w 1860 r. w Paryżu) także zarządzany przez Józefa. W połowie 1865 r. (po śmierci Józefa) skład ten przeszedł „na rzecz p. Nervo” („Kurier Warszawski”, nr 168, 1865, s. 878), który przez kilka lat handlował jeszcze w tym miejscu. Tyle tylko, że był to już schyłek takiej działalności, nienadążającej za potrzebami współczesnego rynku. Do tego, kiedy po euforii towarzyszącej powstaniu Zachęty w większości opadły już emocje, nastąpiły trudniejsze lata raczkującego nowego rynku sztuki w stolicy nad Wisłą, które warszawskim malarzom nie przyniosły spodziewanych profitów.

Karol Beyer, „Przygotowania do procesji Bożego Ciała w Warszawie 30 maja 1861 r.” – zebrani przed pałacem hr. Stanisława Potockiego (obecnie siedziba Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego), gdzie mieściły się: w skrzydle południowym – księgarnia i skład nut „Gebethnera i Wolfa” (1), w kordegardzie – skład materiałów piśmiennych, litografii i obrazów Henryka Hirszla (2) i księgarnia Leonarda Drwalewskiego (3), w skrzydle północnym – skład materiałów piśmiennych, farb i grafik Franciszka Daziary (4); fotografia na papierze albuminowym (w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie)

„Pierwsze lata istnienia Zachęty wywołują poważny ruch w sztuce warszawskiego środowiska, wzmagają krążenie obrazów w społeczeństwie” – podsumowuje swoje ustalenia Andrzej Ryszkiewicz. „Pobudzają zainteresowanie sztuką i prowadzą do tego, że gdy moment pośrednictwa w sprzedaży zanika w Zachęcie na rzecz »bardziej mecenasowskiej« opieki nad artystą – w stolicy pojawiają się normalne, typowo mieszczańskie salony artystyczne, często już komercyjnie pomyślane, indywidualno-kapitalistyczne salony Ungra, Krywulta, Spółki Artystów. Z jednej strony – kapitalizujące się coraz silniej społeczeństwo stwarza coraz to inne, bardziej nowoczesne instytucje pośrednictwa towarem, w tym wypadku towarem artystycznym […], z drugiej zaś pogłębiające się sprzeczności wewnętrzne ustroju różnicują położenie materialne artystów, wytwarzając twórców pokupnych i modnych, obok odepchniętych, pauperyzowanych, deklasowanych – do roli rzemieślników »ozdabiających« pejzażami zimowymi nawet żelazne łóżka fabryki Jarnuszkiewicza, podkolorowujących fotografie w zakładach, dekorujących klatki schodowe czynszowych kamienic i malujących wzorki na ścianach drobnomieszczańskich apartamentów” (A. Ryszkiewicz, Początki handlu…, s. 107).

Feliks Zabłocki według rysunku Franciszka Kostrzewskiego, „Prawdziwi opiekunowie sztuki”, 1865, drzeworyt sztorcowy („Tygodnik Ilustrowany”, nr 307 z 12 sierpnia 1865, s. 72)

Dobrym komentarzem do tak rozpoznanej smutnej egzystencji części warszawskich malarzy, którzy nie odnieśli spodziewanego sukcesu finansowego i nie doświadczyli uznania, jest zamieszczony w jednym z sierpniowych wydań „Tygodnika Ilustrowanego” z 1865 r. rysunek satyryczny Franciszka Kostrzewskiego i objaśniający jego treść rymowany dwugłos autorstwa poety, dramatopisarza i wydawcy Władysława Ludwika Anczyca:

„Prawdziwi opiekunowie sztuki

OPIEKUN PIERWSZY:

Co za obraz! Talent wielki!
Pędzel cudny! Zkąd się wzięło,
Tu gdzie fraki, kamizelki,
Wieszać takie arcydzieło?

Miast u księcia, lub bankiera,
Lub w galeryi zagranicznéj,
Tu się w sklepie poniewiera
Taki obraz pyszny, śliczny.

A dalibóg hańba! Ponom
Przyszedł tutaj w samą porę;
Trzeba przykład dać salonom,
A więc obraz ten zabiorę.

Choć piéniędzy nie mam, aleć
Tém im właśnie dam naukę,
Że to sztuka wspiérać sztukę,
Choć bez grosza,… będą szaléć.

OPIEKUN DRUGI:

Co za obraz! Cudo prawie!
Co za prawda! Pędzel jaki!
I tak długo na wystawie,
A wciąż dmą się Warszawiaki,

Że tu sztuka kwitnie więcéj,
Niż za medycejskiéj ery,
A ten obraz pięć miesięcy
Wisi tutaj, o blagiery!

Ha, przyszedłem w samą porę,
Tym paniczom dam naukę
I pokażę jak wznieść sztukę,
Więc z wystawy obraz biorę.

Wprawdzie zaraz nie zapłacę,
Nie zapłacę nawet wcale,
Lecz ich zimną pierś rozpalę,
Niech wspiérają talent, pracę.

                    ▬

Cóż artyści, co w swej dumie
Ciągle tylko jak z zasady
Rozsiewacie jeremiady,
Że kraj sztuki nie rozumie,

Że się talent, praca kwasi?
Tak narzekać, pfe, szkaradnie!
Sztuka u nas czyż upadnie,
Gdy są tacy mecenasi?”.

Wojciech Przybyszewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Książki